czwartek, 16 lipca 2015

Chapter 12

* Tod (Demi) *



Powiem szczerze,  że na początku szliśmy łeb w łeb.  Joe nie jest mięczakiem, za którego po części go miałam.  Tylko, że w moim przypadku ja szybko się nie poddaję. Joe pewny swojej wygranej, chociaż do mety zostało blisko 3 km wyprostował się na motocyklu. Postanowiłam wykorzystać ten moment i zaskoczyć go wyprzedzając go na tylnym kole.  Gdy tylko wcieliłam swój plan w życie motocykl Joe zwolnił.  Gdy tylko moja maszyna była ustabilizowana na podłożu i miałam nad nią pełną kontrolę dodałam gazu, bo droga przede mną była prosta i nie pojawiały się na niej żadne zakręty.   Gdy hamowałam mój motocykl obrócił się tak, że kierownica była skierowana przodem do trasy, którą właśnie zakończyłam.  Musiałam chwilę zaczekać, bo chłopakowi trochę zajęło dojechanie do mety pod wpływem zdziwienia jakiego właśnie doznał.
-Nie jesteś taka zła...
-No, oczywiście! A tak z moją siostrą to na poważnie? - spytałam z zaciekawieniem. 
-Słuchaj Demi... Ja cię dalej kocham! Proszę wróć do mnie! Nawet nie wiesz ile dziewczyn pieprzyłem próbując wyrzucić cię z mojej głowy! Twoja siostra nigdy nic dla mnie nie znaczyła, była pomyłką! Nie brałem jej nawet na poważnie! Daj nam szansę! - nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Miałam ochotę mocno mu przywalić.
-Motocykl zawieź do Austina. On się nim zajmie. I pomyśl czy znów mogę ci zaufać, gdy ty jesteś w stanie z dnia na dzień zostawić moją siostrę, którą się bawiłeś i była dla ciebie... Jak to ująłeś? Ach, tak. Była pomyłką. - Miałam rację to nie był już mój Joe. Mój Joe już nie istnieje. Joe, którego znałam i który nie stoi przede mną nikogo by nie skrzywdził, a zwłaszcza dziewczyny. Nie wypada mi mówić tak na jego temat, bo ja nie jestem lepsza. Piję, czasami ćpam, nie mam umiaru w imprezach i biorę udział w wyścigach, w których z resztą nie przegrywam. Chłopak dalej mi się przyglądał, więc założyłam kask i piskiem opon ruszyłam w kierunku klubu, gdzie za ladą powinien stać mój zaprzyjaźniony barman. Gdy byłam już na miejscu wyciągnęłam mojego Iphona i napisałam dziewczynom sms-y gdzie obecnie przebywam i że potrzebuję ich wsparcia.
Zawsze mogę liczyć na moje przyjaciółki. W klubie do, którego właśnie weszłam było nawet tłoczno mimo, że to nie był weekend. Klub, w którym właśnie przebywam był jednym z pierwszych, w którym zawitałam jako nowa ja, mianowicie Tod. Wtedy był to niezły chaos, bo Diego, który jest tu barmanem nie chciał sprzedać mi alkoholu, a ja była wtedy totalnie wściekła więc wybuchła nie mała awantura. Gdy doszłam do baru Diego od razu zaczął mnie wypytywać: 
-Co się stało? Jesteś jakaś nie w humorze. W dodatku nie jesteś ubrana na imprezę. Przyszłaś bez Kitty, Lirio i Pers? 
-Dziewczyny za chwilę do mnie dołączą. Miałam ciężki dzień i chcę po prostu zapomnieć. 
-Wolę nie wnikać. Czyli mam rozumieć, że podać ci to co zawsze? - zapytał chodź znał sam odpowiedź, więc tylko twierdząco pokiwałam głową. - Trzymaj - odezwał się podając mi Jacka Danielsa. Zauważyłam, że ludzie zaczynają zwracać na mnie uwagę, patrząc na mnie z dystansem i strachem w oczach. Gdy kończyłam piątą kolejkę ludzie zaczęli wzdychać z przerażenia. Od razu zorientowałam się, że do klubu weszły moje przyjaciółki. Dziewczyny gdy tylko mnie zauważyły i zobaczyły w jakim jestem stanie zabrały mnie do domu i powiedziały, że jutro w szkole wszystko im wyjaśnię. Między innymi za to właśnie je kocham. Nie wyciągają ode mnie prawdy tylko czekają, a sama im powiem. To był długi dzień.....
C. D. N...
  
Przepraszam, że tak długo mnie nie było! Powiem wprost zostałam bez komputera! Post dodaję z laptopa mojej koleżanki. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Do następnego ;)
Diego :)


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

W rozdziale molo się dzieje ale rozumiem nie masz komputera. Mam nadzieję że niedługo rozkreci się jakaś akcja. Czekam na next. Wracaj szybko:)
Ewelina

Unknown pisze...

Jest zakładka spam... Zgłoś tam w kom twojego bloga ;)